Żyjemy w czasach, w których oskarżani jesteśmy o brak człowieczeństwa, brak reakcji na krzywdę drugiego człowieka. Mimo wielu wspólnych doświadczeń, jak choćby pandemia, ludzkość pozostaje w ciągłym rozedrganiu, polaryzacji poglądów i tonie w poczuciu osamotnienia. Historia ma to do siebie, że doświadcza nas cyklicznie i poczucie alienacji wobec świata nie jest domeną czasów, w których żyjemy. Jesteśmy dziś jednak wyposażeni w wiedzę, którą warto zamienić na działanie. Choćby po to, aby zrozumieć, że kluczem do szczęśliwego, dobrego, pełnego życia jest drugi człowiek.
Kluczem do szczęśliwego, dobrego, pełnego życia jest drugi człowiek
Granice bezpieczeństwa
Chyba nikt z nas nie spodziewał się, że wojna będzie trwała tak długo i pochłonie tyle ofiar. Pierwsze godziny i dni inwazji wydawały się nierealne. Oglądaliśmy je na ekranach monitorów komputera i urządzeń mobilnych. Wojna na żywo, w kieszeni, stała się znakiem czasów. Polacy zdali sprawdzian z człowieczeństwa. Pomoc, jaką zorganizowali, była gestem solidarności i dobroci. Była też mocnym głosem sprzeciwu wobec zła. Napaść Rosji na Ukrainę uświadomiła krajom poradzieckim czym jest rosyjski imperializm. Tak długo, jak trwa obrona Ukrainy, granice naszego państwa są bezpieczne.
Tak długo, jak trwa obrona Ukrainy, granice naszego państwa są bezpieczne
Wojna na wielu frontach
Wojna w Ukrainie toczy się również w cyberprzestrzeni i jest skierowana w obywateli Polski i Europy. W Fundacji Solidarności Międzynarodowej wychodzimy z tej sterowanej, pełnej nieprawdziwych informacji strefy i idziemy prosto tam, gdzie nas potrzebują. Wojna w Ukrainie nie jest sprawdzianem poglądów politycznych, jest sprawdzianem na człowieczeństwo.
Wojna w Ukrainie nie jest sprawdzianem poglądów politycznych, jest sprawdzianem na człowieczeństwo
Kim jesteś, kiedy nikt nie patrzy?
Żyjemy w strasznych czasach, pełnych agresji, przemocy i niesprawiedliwości, ale są wartości, na które nie ma wpływu sytuacja historyczna. Jest to chęć niesienia pomocy ludziom w potrzebie. Dlatego z inspiracji Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i we współpracy z Ministerstwem ds. Terytoriów Tymczasowo Okupowanych Ukrainy, Fundacja Solidarności Międzynarodowej podjęła decyzję o utworzeniu Funduszu im. bł. Klemensa Szeptyckiego:
„Robimy to dlatego, że mamy głębokie, ludzkie przekonanie, że na tym polega solidarność, a my chcielibyśmy, żeby była ona marką Polski i Polaków. Jesteśmy przekonani, że budujemy w tej wojnie bezpieczną przyszłość dla obu narodów. I dlatego musimy nie tylko tę wojnę wygrać, ale też zbudować nowe relacje polsko-ukraińskie oparte na prawdzie i głębokiej przyjaźni oraz współpracy. I to jest jeden z elementów budowania przyszłości bezpieczeństwa Polski i Polaków. Inwestycja w mądrą politykę zawsze się zwróci” – mówi Rafał Dzięciołowski, prezes FSM
Każdy i każda z nas ma okazję doświadczyć czegoś ogromnie ważnego. Wejrzenia w siebie i odpowiedzenia sobie na pytanie: kim jestem, kiedy nikt nie patrzy? Pielęgnujmy w sobie dobro, dzielmy się nim i wspierajmy tych, którym odebrano dziś wszystko. Poza spełnieniem potrzeby bycia porządnym człowiekiem, robimy to też dla bezpieczeństwa naszych dzieci.
Poza spełnieniem potrzeby bycia porządnym człowiekiem, robimy to też dla bezpieczeństwa naszych dzieci
Kim jest patron Fundusz – bł. Klemens Szeptycki?
Za patrona Funduszu wybrano bł. Klemensa Szeptyckiego, który był polskim hrabią oraz wnukiem pisarza Aleksandra Fredry i ukraińskim mnichem-studytą. Błogosławiony Klemens Szeptycki otrzymał tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Duchowny został zamęczony przez Sowietów w 1951 roku. Był człowiekiem, który całe swoje życie poświęcił chrześcijańskiej służbie, a opieka nad osieroconymi w I wojnie światowej dziećmi, poprzez zakładanie dla nich sierocińców i szkół, stała się jednym z priorytetów w działalności jego zakonu.
Jak pomagamy?
Fundusz im. bł. Klemensa Szeptyckiego niesie pomoc finansową dla sierot, których rodzice lub rodzic zginęli w wyniku wojny w Ukrainie. Poprzez wsparcie finansowe oraz psychologiczno-rehabilitacyjne pomagamy również kobietom wyzwolonym z rosyjskiej niewoli. Są to często policjantki, żołnierki, lekarki i sanitariuszki.
Uruchomiony w sierpniu 2022 fundusz pomógł już 1,8 tysiącu dzieciom i 180 kobietom
Stypendia i turnusy wytchnieniowe są nie tylko wsparciem finansowym, ale mają przede wszystkim wymiar ludzki. Pokazujemy, że zawsze stajemy po stronie krzywdzonych i bezbronnych. Że ludzka solidarność i chęć niesienia pomocy nie znają granic, przekonań politycznych czy religijnych. Tutaj liczy się wyłącznie drugi człowiek i to, jak okrutnie został skrzywdzony.
Świadectwa
Każda obdarowana osoba, to osobna historia i jednocześnie świadectwo okrucieństwa wojny.
Rodzina Pani Pasternak ma polskie pochodzenie i w jej domu mówi się po polsku. Na froncie straciła córkę Julię, a jej wnukowie stracili ukochaną mamę. Kobieta osierociła dziesięcioletniego syna Oleksija oraz nastoletnią córkę. Miesiąc po niej, na froncie zginął ukochany Julii, żołnierz brygady zmechanizowanej. Syn Julii otrzymał stypendium w ramach Funduszu.
Valentyna S. ma 31 lat. Z niewoli została zwolniona 21 września
Pani Valentyna jest żołnierzem, służy w 36. Oddzielnej Brygadzie Piechoty Morskiej Sił Zbrojnych Ukrainy. 24 lutego 2022 r. przebywała w Mariupolu, gdzie stacjonowała jej brygada. Była szefową grupy współpracy cywilno-wojskowej (Civil-Military. Co-operation, CIMIC). Przyznaje, że nie wierzyła, że dojdzie do wojny na pełną skalę.
12 kwietnia trafiła do rosyjskiej niewoli. Na początku przetrzymywano ją w Mariupolu i hangarach w miejscowości Sartana. Później trafiła do aresztu śledczego w Ołeniwce, następnie do aresztu w Taganrogu, a stamtąd do kolonii kobiecej w obwodzie biełgorodzkim. Zapytana, co jej dawało siłę, mówi, że codzienne wspólne modlitwy z współuwięzionymi wzmocniły jej wiarę.
Siłę dawała wiara, dawała modlitwa – modliłyśmy się codziennie. Nieustannie razem, rano i wieczorem, wszystkie siadałyśmy w kręgu i się modliłyśmy.
Mój dziadek był Polakiem, moi pradziadkowie i ich rodzice byli Polakami, więc mam polski rodowód, mam polskie nazwisko. Podczas represji stalinowskich w 1938 roku dziadkowie zostali rozstrzelani w obwodzie chmielnickim, w Kamieńcu Podolskim. Oskarżono ich o działania na rzecz polskiego kontrwywiadu. W związku z tym pewna historia powtarza się w mojej rodzinie, wtedy też była to walka o tożsamość narodową, członkowie mojej rodziny nie mogli swobodnie powiedzieć, że są Polakami. Rosjanie oskarżyli mnie o bycie nacjonalistką. Kiedy przywieziono mnie do Taganrogu, popełniłam błąd, z którego jestem dumna – wyraziłam moje proukraińskie stanowisko, dlatego później było mi bardzo ciężko. Byłam przesłuchiwana bardzo często, nawet trzy razy dziennie, morale mi siadało, były też momenty bardzo ciężkie fizycznie, ale to się już skończyło, mam to za sobą.
Chcę podziękować. Chcę podziękować Polsce i wszystkim Polakom, którzy nam dzisiaj pomagają i którzy walczą razem z nami, bo mają ten sam cel, co my, i razem do tego celu dążymy. Kiedyś członkowie mojej rodziny płacili za to, że są Polakami, a teraz my płacimy za to, że jesteśmy Ukraińcami. Bo oni nie chcą, żebyśmy byli Ukraińcami, chcą nas nazywać jakimiś „małymi” Rosjanami, ale my jesteśmy Ukraińcami i mamy prawo istnieć, i mamy prawo nazywać się Ukraińcami. Dziś walczymy właśnie o to prawo.
Valentyna Z. ma tylko 29 lat, z niewoli została uwolniona 21 września 2022 r.
Pani Valentyna pochodzi z Czerkasów, pracowała w Szpitalu Wojskowym jako pielęgniarka wojskowa. 12 kwietnia podczas obrony Mariupola trafiła do niewoli. Spędziła w niej 5 i pół miesiąca. Pani Walentyna podzieliła się z nami tym co ją spotkało. Jej wypowiedzi umieszczamy poniżej:
Wydawało mi się, że to nie dzieje się naprawdę, że to jakaś inna rzeczywistość. Była noc, pamiętam korytarz, latarki, wycelowaną w nas broń. Stałyśmy z podniesionymi do góry rękami, Rosjanie mówili, co teraz z nami zrobią. Wszystkie bałyśmy się ich dotyku, a oni mówili, że teraz będą robić „niedobre rzeczy”. Słuchałam tego ze strachem, ale, dzięki Bogu, nic takiego się zdarzyło, nie było bezpośredniej przemocy.
Najpierw wzięli nas do niewoli w Ołeniwce, w tzw. Donieckiej Republice Ludowej. Byłam tam 5 dni, potem przeniesiono nas do Taganrogu, gdzie przebywałam miesiąc i 5 dni, to była najgorsza rzecz, jaka nas spotkała w czasie niewoli. Cela miała około 3 na 2,5 metra, toaleta była na środku, okno miało 50 na 60 cm, a okno od ulicy było zaspawane blachą z otworami, które były jedyną drogą dopływu świeżego powietrza. Łańcuch do wentylacji miał tylko dwa ogniwa, więc nie był żadną pomocą, w lecie temperatura wynosiła 30-35 stopni. Nie było czym oddychać, nie miałyśmy odpowiednich ubrań, środków higienicznych. Zabrali nam wszystko, dokumenty, środki higieniczne, wszystko, nie zostawili absolutnie niczego, i niczego nam nie dawali. To było straszne. W Ołeniwce było bardzo trudno. Rosjanie próbowali niszczyć nasze morale, mówili: „Po co wam niezależność, po co wam ta Ukraina? Tam nic nie ma, Rumunia zabierze swoje, Polska swoje, zostanie tylko centrum, które nie jest nam potrzebne, ale może je weźmiemy, i Kijów będzie szybko nasz!” W Ołeniwce mnie nie bili, ale w Sartanie już tak. Połamano mi kilka żeber. Jestem wdzięczna wszystkim, których poznałam w czasie pobytu w Lądku-Zdroju: lekarzom, personelowi oraz Funduszowi im. bł. Klemensa Szeptyckiego za możliwość udziału w zajęciach rehabilitacyjnych i psychologicznych, które stanowią dla mnie cenne wsparcie.
Anastasiia Mukhina obecnie przebywa na emeryturze.
Pani Anastasiia przebywała w niewoli prawie rok. Jest bohaterką książki „Izolacja” Iryny Vovk. Została nagrodzona stypendium Levka Lukjanenko. W Kijowie, w Muzeum Rosyjsko-Ukraińskiej Wojny, znajduje się wystawa poświęcona jej działalności.
Pan Anastasiia jest aktywistką zaangażowaną w działalność organizacji “Blakytnyj ptakh”, która udziela pomocy rodzinom zakładników, zaginionym oraz osobom, które przeżyły niewolę. Współpracuje również z organizacją SEMA Ukraine (Ukraińska Sieć Kobiet Dotkniętych Przemocą), której misją jest podnoszenie świadomości na temat realiów przemocy seksualnej w konfliktach zbrojnych oraz walka o sprawiedliwość, uznanie i zadośćuczynienie. Dwa lata spędziła w więzieniu ŁRL. Rzadko wychodziła z celi. Podczas transportu na postępowania sądowe była bita, rozbierana do naga i zmuszana do robienia przysiadów. Po ścianach celi ciekła woda, nie było tam ogrzewania. Była pozbawiona opieki medycznej i niejednokrotnie umieszczana w celi z seryjnymi mordercami i narkomanami. „Sąd” skazał ją na 16 lat więzienia.
Zadanie współfinansowane ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.